sobota, 27 lipca 2013

16. Rysa na szkle.

Słowem wstępu : Niech no ktoś mi pomoże gdzie i jak wkleja się jednoparty (nie,jestem za głupia,aby to sama rozgryźć XD") a wstawię świeży, kilka godzin temu zaczęłam pisać.
OK dość gadania.


Rysa na szkle.

I feel lost in myself - there's an alien in me.
Who are you ? Who am I ? Blood is all I see...”

Zapraszam:

Wybiła godzina trzecia. Noc otulała miasto. Niektórzy ludzie siedząc w domu,przy ciepłym kakao czytali książki, inni zaś imprezowali w najgłośniejszych klubach,jeszcze inni oglądali okryci kocami filmy nie mogąc zasnąć,bądź kochali się w swoich ciepłych łózkach z ukochanymi im osobami. Lecz Lambert siedział kolejną godzinę przed salą Ratliffa,który spał. Światło jaskrawych lamp drażniło Jego oczy. Pittman spał w pozycji siedzącej w sali basisty,na krześle. Brunet mógł wejść w każdej chwili, coś jednak Go blokowało. Podświadomie bał się wszystkich możliwych reakcji Tommy'ego. Nie mogąc dłużej wytrzymać wstał i nalał chłodnej wody z automatu do plastikowego kubeczka. Wszedł do pomieszczenia. Jego oczy momentalnie przykuła kroplówka podłączona do szczupłego ciała. Nogi pokryte gipsem do kolan,bandaże oplatające lewe przedramię. Po krótkiej chwili powieki chłopaka powiodły ku górze. Wbił wzrok w Lamberta.
-Monte -odezwał się budząc gitarzystę – Każ mu wyjść. -Szepnął ledwo słyszalnie odwracając twarz w stronę okna.
-Tommy, ja chcę tylko po...
-Wyjdź, Adam. -przerwał mu Pittman – To nie jest dobry moment.
-Ale Mon...-Mężczyzna wstał i położył dłoń na ramieniu Lamberta kiwając sprzecznie głową. Adam dał mu plik kopii ówcześnie otrzymanych przez lekarza kartek do ręki -Przeczytaj to,a potem przeczytaj Tommy'emu. - rzekł i wyszedł.
Jego dłoń skierowała się ku komórce. Napisał SMS do kolegi z zespołu, czy może do niego wpaść.
Odpowiedź była następująca „Będę w domu za około półtorej godziny,wracam od rodziców – Przyjemny weekend to to nie był. Klucze gdzie zwykle, zrób drinki.”
-Cały Isaac -westchnął pod nosem idąc w stronę mieszkania chłopaka.
Po upływie kilku minut wokalista szperał w barku Carpenter'a w celu wykonania Mojito.
Po wypełnieniu dwóch szklanek alkoholem i lodem wziął się za przygotowywanie kolacji.
Wiedział ,że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Zdawał sobie bowiem sprawę,ze przyjaciel kocha się w Tommy'm. Spędzali razem każdą wolną chwilę na przerwach w graniu, Isaac kupował mu najlepsze prezenty na gwiazdkę czy Wielkanoc. Chodzili razem na imprezy i często się przytulali. Carpenter był dla Ratliffa niczym brak, lecz 'braterska miłość' to za mało by opisać uczucia ex gitarzysty. Kilka zdjęć wraz z basistą stało na stoliku w salonie do którego właśnie wszedł Adam,zwykle ich tam nie było.
Chowałeś je za każdym razem gdy przychodziliśmy do Ciebie na imprezy, kolacje czy drinki... Wiedziałeś od początku,ze podkochuję się w Nim nie mówiąc mi o tym,ale pomimo to ja widziałem i widzę,ze czułeś od zawsze do Niego to samo. Ty byś Go nie skrzywdził. Z Tobą byłby najszczęśliwszy” - powtarzał w sobie myślach Lambert obserwując roześmiane twarze na jednym ze zdjęć. Issac obejmował Ratliffa w pasie, całując Jego skroń,Tommy stał zawstydzony z watą cukrową w dłoni i uśmiechał się w stronę przyjaciela.
-Wróciłem ! -zawołał chłopak wchodząc do pokoju – Kurcze zrobiłeś jedzenie! No stary,wpadaj tak częściej. Dlaczego nie przyszedłeś z Tommy'm? To znaczy... Pokłóciliście się czy co? Wiem,że przecież jesteście nierozłączni. -Lambert wbił wzrok w ziemię.
-O nie....-wyszeptał tylko gitarzysta i wskazał dłonią sofę. Usiedli.
Przez następną godzinę Adam siedział patrząc w nieistniejący punkt na ścianie opowiadał chłopakowi co się dokładnie stało. Issac schwał twarz w dłoniach.
-Monte dzwonił do mnie kilka godzin temu, pytał czy nie wiem ,gdzie Raffi... -szeptał roztrzęsiony – Coś Ty zrobił, kurwa czy Ty nie doceniasz tego co masz?! Nie rozumiesz,ze posiadasz najwspanialszego mężczyznę na własność?!
-Isaac, uspokój się...
-Jak mam się uspokoić,skoro nie umiesz o niego dbać, nie potrafisz się nim zająć!
-Dlatego też... -rzekł Adam wręczając mu plik oryginałów ze szpitala – Chce abyś to Ty wpisał tu swoje dane.
Carpenter zamarł.

* * *

-Jak to nie wpisał nazwiska? -rzekł cicho basista.
-Nie wypełnił tylko, kto będzie się Tobą opiekował przez najbliższy czas. Napisał tylko,ze nie ponosi odpowiedzialności za tego,kto będzie się opiekował Tobą,lecz będzie pomagał w zajmowaniu się...
-W sumie to tylko lepiej,że to nie on... Nie odezwę się do niego, nie ma mowy,żebym dął się dotknąć...Ja...Oh, nie mogę na niego patrzeć... Mon,ciągle widzę go z Bradem w łóżku, tak ufnie... w siebie wtulonych -mówił Tommy zasypiając. Środki przeciwbólowe i nasenne robiły z nim swoje. Monte przetarł zmęczone powieki czytając po raz kolejny druk na białym papierze.

* * *

-Przepraszam Cię,ze tak się uniosłem... Po prostu bardzo lubię Raffiego i...
-Is... To chyba czas,żebyś powiedział mi prawdę. Wiem, jak na niego patrzysz.
-Nie wiem o co Ci...
-Serio? -przerwał unosząc brwi.
-Ok. Rozgryzłeś mnie. No ale... Adam to nie moja wina,j a po prostu...
-Shh...Nie musisz mi się tłumaczyć. Rozumiem. Ciesze się,ze ma Cie blisko.
-Co zamierzasz teraz?
-Mam nadzieję,ze się ucieszysz...
-To znaczy?
-Usunę się na jakiś czas.
-Ale...
-Tak będzie lepiej. -kontynuował - Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć i gdzie pisać. Za około tydzień powinni Go wypisać. Zadzwoń do Pittmana, niech po Ciebie wyjdzie. Ci ochroniarze są nowi, nie znają Cię. -rzekł stojąc kilka metrów od szpitala. Odwrócił się plecami do Carpentera.
-Adam...
-Tak? - Rzekł patrząc w zaszklone oczy przyjaciela
-Trzymaj się. - Mężczyzna nie siląc się na uśmiech pokiwał tylko znacząco głową i udał się w kierunku mieszkania. Wyjątkowo pustego, gdzie nie czekał na niego nikt. Nikt nie tęsknił, nie chciał Go przytulić.
Poczuł zapach bzu i pojedyncze krople deszczu kapiące na Jego twarz.
Kopnął leżący przed sobą kamień zaciskając pięści. Rozumiał co tracił. Poczuł to wszystkimi zmysłami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz