Zapraszam :
*****
-Te zasłony to zwykłe
gówno -Jęknął Lambert przecierając oczy na którą padały
promienie słońca. Leżał na brzuchu wpatrując się przez pewien
czas w podłogę. Po chwili jednak zamknął ponownie oczy unosząc
rękę z zamiarem ułożenia jej na drugiej poduszce,lecz natknął
się na szorstką skórę policzka. „Super Adam, znowu przeleciałeś
biednego Tommy;ego. Prawdziwy z Ciebie... Jednak w pewnym momencie
urwał monolog toczony we własnym umysłem,a uśmiech spełzł z
Jego twarzy. Wystraszył się. Nie wierzył w to co się działo.
Dłoń powędrowała na twarz tej osoby. Lekko rozchylone,miękkie
usta...Po chwili poczuł oddech na pacach. Oczy...Nie zbyt długie
rzęsy. W pewnym momencie nie wytrzymał i uniósł wzrok na
mężczyznę obok siebie. „Brad...To Brad.” rozbrzmiał głos w
głowie wokalisty „co do diabła on tu robi?!”- brunet starał
się przypomnieć sobie jakieś szczegóły z wczorajszego wieczoru.
Gdy po upływie kilkunastu minut flashback z kilkugodzinnej przygody
wparł w Jego umysł,łzy dostały się do Jego oczu.
-Gdzie
Tommy...-szepnął tylko sam do siebie wybiegając z salonu. Włożył
buty i ,po drodze do drzwi wyjściowych złapał w locie kurtkę
trzaskając drzwiami.
* * *
Tommy siedział w kuchni przyjaciela i zajadał się zupką chińską. Ku Jego zdziwieniu dopisywał mu apetyt.
* * *
Tommy siedział w kuchni przyjaciela i zajadał się zupką chińską. Ku Jego zdziwieniu dopisywał mu apetyt.
-Raff,
może jeszcze wszystko przemyślisz?
-Tłumaczę
Ci,ze przemyślałem. Ravi zamówił mi lot,wracam do kapeli, za
tydzień wyjeżdżają na kilka koncertów, powiedział,ze z nieba mu
spadłem.
-Bez
Ciebie ten zespół nie będzie taki sam.
-Ze
mną też za dobry nie był -rzekł uśmiechając się szeroko.
-A
co z Adamem?
-Dla
mnie nie istnieje.
*
* *
-Jeśli
to potrzebne mogę dać Jego zdjęcie, cokolwiek.
-Proszę
pana,zaginięcie można zgłaszać trzy doby po fakcie, jest to
przecież dorosły człowiek.
-Powtarzam,panie
władzo, on nie wie co robi, jest pod wpływem emocji,na pewno zrobi
jakieś głupstwo.
-Trzy
doby. Nic więcej nie mogę panu powiedzieć. -Lambert odwrócił się
na pięcie trzaskając drzwiami komisariatu i udał się w stronę
domu Pittman'a. Być może przyjaciel mu pomoże. Stając u progu
Jego drzwi usłyszał znajomy głos. Dreszcze przeszły po Jego
plecach. Zapukał do drzwi czekając aż się otworzą. Usłyszał
tylko „Jeżeli to on, to mnie tu nie ma.”
-Czego
tu szukasz,Adam? -rzekł zgorzkniale niższy mężczyzna -Chyba nie
masz tu czego szukać.
-Mogę
wejść?
-Wiesz...-Monte
zastawił swoją osobą drzwi w całości – Nie bardzo.
-Wiem,że
jest u Ciebie.
-Adam.
Nie możesz wejść.
-Ale
Monte...
-Do
zobaczenia jutro na próbie -uciął gitarzysta trzaskając drzwiami.
Kanadyjczyk wpatrywał się chwilę w wizjer,po czym chowając twarz
w dłoniach udał się do swojego mieszkania.
*
* *
„Sweet
dreams are made of this.Who am I to disagree? Travel the world and
the seven seas...Everybody's looking for something.”
-Te słowa grały w słuchawkach Ratliffa udającego się na
lotnisko. Szedł przed siebie mocno zaciągając się dymem
papierosowym,który drażnił Jego oczy i gardło. „Some of them
want to use you,some of them want to get used by you...Some of them
want to abuse you,some of them want to be abused. ” Jego telefon
zadzwonił po raz kolejny tego dnia. Postanowił odebrać,lecz nie
dał rozmówcy dojść do słowa
-Dla
mnie nie żyjesz,rozumiesz?
-Tommy,ja...
-Nie
istniejesz! Niech to dotrze do Ciebie. Idź i udław się penisem
Bell'a,a o mnie masz zapomnieć tak jak ja o Tobie.
-Tommy,
ja chciałem....
-Nienawidzę
Cię,rozumiesz? Nienawidzę.
-Tommy,
kocham Cię! Proszę, porozmawiaj ze mną!
-Żegnam
-warknął rozłączając się. Włączył w telefonie tryb
samolotowy i włączył kolejną piosenkę Mansona. Wyciągnął z
paczki kolejnego Chesterfielda i odpalił go zaciskając oczy
podrażnione bladym dymem.
-Co
ten dupek sobie wyobraża...-wyszeptał pod nosem przechodząc na
drugą stronę ulicy. Nie zadał sobie nawet trudu,by rozejrzeć się
czy z drugiej strony nic nie nadjeżdża. Minął zaledwie ułamek
sekundy, a w Jego ciało uderzył rozpędzony samochód osobowy.
Ratliff poczuł przeszywający Go ból w okolicy brzucha,zaczął
głośno skomleć. Kierowca wybiegł z samochodu klękając przy
basiście.
-Nic
panu nie jest?
-Adam...
Zadzwoń po Adama -jęczał Ratliff trzymając się za brzuch,po
chwili zaczął kasłać i pluć krwią. Z każdą sekundą ciemniało
mu w oczach,powtarzał ciągle imię wokalisty. Kierowca zadzwonił
po karetkę. Tommy stracił przytomność. Przebudził się na kilka
sekund w karetce. Widział krążących się koło niego
pielęgniarzy,aplikujących mu kroplówkę. Przewrócił głowę
czując maskę tlenową na swoich ustach i nosie. Ostatnim obrazem
przed kolejnym omdleniem, był dla basisty widok błękitnych
tęczówek z miłością i zarazem przerażeniem wpatrujących się w
Jego twarz.
No i pięknie to naprawiasz c: Moja patelnia dała rade XD ;-;
OdpowiedzUsuńA mogę się spodziewać czegoś w niedzielę ? Bo teraz to nie wiem czy Tommy przezyje i się stersuję .-. Adam jak tylko się o tym dowie powinien jechać tam jak najszybciej. Tommy powinien z nim porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnią c:
Czekam <3
Świetny rozdział c: genialnie napisany, ale nie bój się Till i jej patelni. Było tak dobrze a teraz to! NIENAWIDZĘ CIĘ a zaraz ADAM ZADZWOŃ PO ADAMA... co to ma znaczyć?! Tommy ma takie zmiany nastrojów... jakby miał okres? Nie wiem do czego to zmierza... ale oni nie mogą się tak szybko pogodzić. Adam go zdradza z jakimś kolesiem, a on mu tak szybko wybacza i wszystko jest ok? Nie cieszy mnie to :c
OdpowiedzUsuńNa koniec życzę weny i dużo czasu c: i przepraszam za literówki, ale komentowanie z telefonu nie jest zbyt łatwe c: