Słowem wstępu : Niech no ktoś mi pomoże gdzie i jak wkleja się jednoparty (nie,jestem za głupia,aby to sama rozgryźć XD") a wstawię świeży, kilka godzin temu zaczęłam pisać.
OK dość gadania.
Rysa na szkle.
OK dość gadania.
Rysa na szkle.
„I
feel lost in myself - there's an alien in me.
Who are you ? Who am I ? Blood is all I see...”
Zapraszam:
Wybiła godzina trzecia. Noc otulała miasto. Niektórzy ludzie siedząc w domu,przy ciepłym kakao czytali książki, inni zaś imprezowali w najgłośniejszych klubach,jeszcze inni oglądali okryci kocami filmy nie mogąc zasnąć,bądź kochali się w swoich ciepłych łózkach z ukochanymi im osobami. Lecz Lambert siedział kolejną godzinę przed salą Ratliffa,który spał. Światło jaskrawych lamp drażniło Jego oczy. Pittman spał w pozycji siedzącej w sali basisty,na krześle. Brunet mógł wejść w każdej chwili, coś jednak Go blokowało. Podświadomie bał się wszystkich możliwych reakcji Tommy'ego. Nie mogąc dłużej wytrzymać wstał i nalał chłodnej wody z automatu do plastikowego kubeczka. Wszedł do pomieszczenia. Jego oczy momentalnie przykuła kroplówka podłączona do szczupłego ciała. Nogi pokryte gipsem do kolan,bandaże oplatające lewe przedramię. Po krótkiej chwili powieki chłopaka powiodły ku górze. Wbił wzrok w Lamberta.
Who are you ? Who am I ? Blood is all I see...”
Zapraszam:
Wybiła godzina trzecia. Noc otulała miasto. Niektórzy ludzie siedząc w domu,przy ciepłym kakao czytali książki, inni zaś imprezowali w najgłośniejszych klubach,jeszcze inni oglądali okryci kocami filmy nie mogąc zasnąć,bądź kochali się w swoich ciepłych łózkach z ukochanymi im osobami. Lecz Lambert siedział kolejną godzinę przed salą Ratliffa,który spał. Światło jaskrawych lamp drażniło Jego oczy. Pittman spał w pozycji siedzącej w sali basisty,na krześle. Brunet mógł wejść w każdej chwili, coś jednak Go blokowało. Podświadomie bał się wszystkich możliwych reakcji Tommy'ego. Nie mogąc dłużej wytrzymać wstał i nalał chłodnej wody z automatu do plastikowego kubeczka. Wszedł do pomieszczenia. Jego oczy momentalnie przykuła kroplówka podłączona do szczupłego ciała. Nogi pokryte gipsem do kolan,bandaże oplatające lewe przedramię. Po krótkiej chwili powieki chłopaka powiodły ku górze. Wbił wzrok w Lamberta.
-Monte
-odezwał się budząc gitarzystę – Każ mu wyjść. -Szepnął
ledwo słyszalnie odwracając twarz w stronę okna.
-Tommy,
ja chcę tylko po...
-Wyjdź, Adam. -przerwał mu Pittman – To nie jest dobry moment.
-Wyjdź, Adam. -przerwał mu Pittman – To nie jest dobry moment.
-Ale
Mon...-Mężczyzna wstał i położył dłoń na ramieniu Lamberta
kiwając sprzecznie głową. Adam dał mu plik kopii ówcześnie
otrzymanych przez lekarza kartek do ręki -Przeczytaj to,a potem
przeczytaj Tommy'emu. - rzekł i wyszedł.
Jego
dłoń skierowała się ku komórce. Napisał SMS do kolegi z
zespołu, czy może do niego wpaść.
Odpowiedź była następująca „Będę w domu za około półtorej godziny,wracam od rodziców – Przyjemny weekend to to nie był. Klucze gdzie zwykle, zrób drinki.”
-Cały Isaac -westchnął pod nosem idąc w stronę mieszkania chłopaka.
Po upływie kilku minut wokalista szperał w barku Carpenter'a w celu wykonania Mojito.
Odpowiedź była następująca „Będę w domu za około półtorej godziny,wracam od rodziców – Przyjemny weekend to to nie był. Klucze gdzie zwykle, zrób drinki.”
-Cały Isaac -westchnął pod nosem idąc w stronę mieszkania chłopaka.
Po upływie kilku minut wokalista szperał w barku Carpenter'a w celu wykonania Mojito.
Po
wypełnieniu dwóch szklanek alkoholem i lodem wziął się za
przygotowywanie kolacji.
Wiedział
,że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Zdawał sobie
bowiem sprawę,ze przyjaciel kocha się w Tommy'm. Spędzali razem
każdą wolną chwilę na przerwach w graniu, Isaac kupował mu
najlepsze prezenty na gwiazdkę czy Wielkanoc. Chodzili razem na
imprezy i często się przytulali. Carpenter był dla Ratliffa niczym
brak, lecz 'braterska miłość' to za mało by opisać uczucia ex
gitarzysty. Kilka zdjęć wraz z basistą stało na stoliku w salonie
do którego właśnie wszedł Adam,zwykle ich tam nie było.
„Chowałeś
je za każdym razem gdy przychodziliśmy do Ciebie na imprezy,
kolacje czy drinki... Wiedziałeś od początku,ze podkochuję się w
Nim nie mówiąc mi o tym,ale pomimo to ja widziałem i widzę,ze
czułeś od zawsze do Niego to samo. Ty byś Go nie skrzywdził. Z
Tobą byłby najszczęśliwszy” - powtarzał w sobie myślach
Lambert obserwując roześmiane twarze na jednym ze zdjęć. Issac
obejmował Ratliffa w pasie, całując Jego skroń,Tommy stał
zawstydzony z watą cukrową w dłoni i uśmiechał się w stronę
przyjaciela.
-Wróciłem ! -zawołał chłopak wchodząc do pokoju – Kurcze zrobiłeś jedzenie! No stary,wpadaj tak częściej. Dlaczego nie przyszedłeś z Tommy'm? To znaczy... Pokłóciliście się czy co? Wiem,że przecież jesteście nierozłączni. -Lambert wbił wzrok w ziemię.
-Wróciłem ! -zawołał chłopak wchodząc do pokoju – Kurcze zrobiłeś jedzenie! No stary,wpadaj tak częściej. Dlaczego nie przyszedłeś z Tommy'm? To znaczy... Pokłóciliście się czy co? Wiem,że przecież jesteście nierozłączni. -Lambert wbił wzrok w ziemię.
-O
nie....-wyszeptał tylko gitarzysta i wskazał dłonią sofę.
Usiedli.
Przez
następną godzinę Adam siedział patrząc w nieistniejący punkt na
ścianie opowiadał chłopakowi co się dokładnie stało. Issac
schwał twarz w dłoniach.
-Monte
dzwonił do mnie kilka godzin temu, pytał czy nie wiem ,gdzie
Raffi... -szeptał roztrzęsiony – Coś Ty zrobił, kurwa czy Ty
nie doceniasz tego co masz?! Nie rozumiesz,ze posiadasz
najwspanialszego mężczyznę na własność?!
-Isaac, uspokój się...
-Isaac, uspokój się...
-Jak
mam się uspokoić,skoro nie umiesz o niego dbać, nie potrafisz się
nim zająć!
-Dlatego też... -rzekł Adam wręczając mu plik oryginałów ze szpitala – Chce abyś to Ty wpisał tu swoje dane.
Carpenter zamarł.
-Dlatego też... -rzekł Adam wręczając mu plik oryginałów ze szpitala – Chce abyś to Ty wpisał tu swoje dane.
Carpenter zamarł.
*
* *
-Jak
to nie wpisał nazwiska? -rzekł cicho basista.
-Nie
wypełnił tylko, kto będzie się Tobą opiekował przez najbliższy
czas. Napisał tylko,ze nie ponosi odpowiedzialności za tego,kto
będzie się opiekował Tobą,lecz będzie pomagał w zajmowaniu
się...
-W
sumie to tylko lepiej,że to nie on... Nie odezwę się do niego, nie
ma mowy,żebym dął się dotknąć...Ja...Oh, nie mogę na niego
patrzeć... Mon,ciągle widzę go z Bradem w łóżku, tak ufnie... w
siebie wtulonych -mówił Tommy zasypiając. Środki przeciwbólowe i
nasenne robiły z nim swoje. Monte przetarł zmęczone powieki
czytając po raz kolejny druk na białym papierze.
*
* *
-Przepraszam
Cię,ze tak się uniosłem... Po prostu bardzo lubię Raffiego i...
-Is...
To chyba czas,żebyś powiedział mi prawdę. Wiem, jak na niego
patrzysz.
-Nie
wiem o co Ci...
-Serio?
-przerwał unosząc brwi.
-Ok.
Rozgryzłeś mnie. No ale... Adam to nie moja wina,j a po prostu...
-Shh...Nie
musisz mi się tłumaczyć. Rozumiem. Ciesze się,ze ma Cie blisko.
-Co
zamierzasz teraz?
-Mam
nadzieję,ze się ucieszysz...
-To znaczy?
-To znaczy?
-Usunę
się na jakiś czas.
-Ale...
-Tak będzie lepiej. -kontynuował - Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć i gdzie pisać. Za około tydzień powinni Go wypisać. Zadzwoń do Pittmana, niech po Ciebie wyjdzie. Ci ochroniarze są nowi, nie znają Cię. -rzekł stojąc kilka metrów od szpitala. Odwrócił się plecami do Carpentera.
-Ale...
-Tak będzie lepiej. -kontynuował - Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć i gdzie pisać. Za około tydzień powinni Go wypisać. Zadzwoń do Pittmana, niech po Ciebie wyjdzie. Ci ochroniarze są nowi, nie znają Cię. -rzekł stojąc kilka metrów od szpitala. Odwrócił się plecami do Carpentera.
-Adam...
-Tak?
- Rzekł patrząc w zaszklone oczy przyjaciela
-Trzymaj
się. - Mężczyzna nie siląc się na uśmiech pokiwał tylko
znacząco głową i udał się w kierunku mieszkania. Wyjątkowo
pustego, gdzie nie czekał na niego nikt. Nikt nie tęsknił, nie
chciał Go przytulić.
Poczuł zapach bzu i pojedyncze krople deszczu kapiące na Jego twarz.
Kopnął leżący przed sobą kamień zaciskając pięści. Rozumiał co tracił. Poczuł to wszystkimi zmysłami.
Poczuł zapach bzu i pojedyncze krople deszczu kapiące na Jego twarz.
Kopnął leżący przed sobą kamień zaciskając pięści. Rozumiał co tracił. Poczuł to wszystkimi zmysłami.