niedziela, 11 sierpnia 2013

Ogłoszenie

Hej hej hej hej, chcę tylko powiedzieć,ze zaczynamy bloga z moją ukochaną Mrs.Pretty Kitty <3
KLIK

Zapraszamy :*

czwartek, 8 sierpnia 2013

17. Iluzje.

DZIEEEEŃ-DOOOO-BRYYYY ! Przepraszam za spóźnienie.
A teraz mozecie mnie spalić na stosie. XD"

Zapraszam :

Ciemnooki wszedł do sali,Pittman dopijał chłodną już kawę unosząc wzrok. Dostał SMS od przyjaciela 'Wasi nowi goryle nie chcą wpuścić mnie do środka' . Wstał kierując się w stronę drzwi. Po upływie dwudziestu minut mężczyźni siedzieli razem w szpitalnej sali.
-Na pewno dasz sobie radę?
-Mieszkam naprzeciwko, gdyby trzeba mu czegoś więcej niż tego co ma,poza tym, jakby coś się działo od razu napiszę lub zadzwonię. Nie martw się. -rzekł klepiąc Montego po plecach. Ten kiwnął potakująco głową i wyszedł, Isaac skierował wzrok na Tommyego. Uśmiechnął się nieśmiało. Wspomnienie powróciło,wraz z ciepłem rozlewającym się po ciele chłopaka. Pamiętał jakby to było wczoraj. Pewna próba sprzed kilku miesięcy...

Długie rzęsy rzucały cień na bladą skórę twarzy blondyna. Mocny makijaż podkreślał oczy,nadawał im nieco groźniejszy wyraz,lecz to nadal były ciepłe oczy które co chwila zerkały na Isaaca.
Carpenter wpatrywał się w chłopaka z zainteresowaniem wsłuchując się w Jego solo na gitarze.
-Świetna próba kochani! Jeśli zagramy tak pojutrze w LA to na zawsze nas zapamiętają! -zawołał Lambert na co zespół zareagował oklaskami. Wokalista zszedł ze sceny. Carpenter ruszył w stronę Tommy'ego. Lecz najwidoczniej nie on jako jedyny chciał spędzić wieczór w towarzystwie basisty:
-Tommy Joe, dasz się może zaprosić na drinka? Stawiam natualnie - powiedział Adam kładąc dłoń na ramieniu szczupłego chłopaka, ten uśmiechnął się lekko.
-Przepraszam, mam już plany... Może kiedy indziej, co? -W przeciwieństwie do Isaaca, uśmiech nie schodził z twarzy Adama.
-No dobrze. Tylko tym razem Ci odpuszczam, pamiętaj.
-Dobrze -zaśmiał się wdzięcznie chowając gitarę w futerał. -Issac? -rzekł obdarzając go nieśmiałym spojrzeniem.
-Tak? -rzekł mężczyzna podchodząc bliżej.
-Podwieziesz mnie? Bardzo Cię proszę, masz po drodze.
-Podwiózłbym nawet jakby nie było po drodze, znasz mnie, dawaj to, zaniosę do auta,jest ciężka. -blondyn uśmiechnął się mrużąc lekko oczy.
-Montego byś nie podwiózł - rzekł puszczając mu oczko i podał gitarę.
-Do Niego nie mam takiej słabości,jak do Ciebie. -odparł, na co basista zareagował obfitym rumieńcem. Gitarzysta uśmiechnął się dumnie kierując się na parking.
Po upływie dziesięciu minut jechali główną autostradą. Ze względu na późną godzinę, było już dość chłodno, a Tommy szedł w przykrótkim T-shircie. Issac bez słowa podarował mu swoją kurtkę,po chwili włączając ogrzewanie w samochodzie.
-Jakie masz plany,ze odmówiłeś Lambertowi? Zawsze chętnie z nim spędzasz czas -zauważył Isaac. Tommy parsknął śmiechem.
-Szczerze mówiąc, to nie mam żadnych, po prostu nie miałem ochoty na Jego towarzystwo. -odparł wklejając wzrok w kierowcę.
-Nie chcieć spędzać czasu z Adamem? Przecież wszyscy Go uwielbiają.
-Widocznie wolę spędzać czas z kim innym...
-Cóż...jak na razie spędzasz go ze mną -powiedział Carpenter wzruszając ramionami.
-Na to miałem ochotę -rzekł ledwo słyszalnie Ratliff wbijając wzrok w szybę, po której spływały chłodne krople wody.
-Tommy coś się stało? -zapytał zatrzymując samochód na czerwonym świetle. Położył dłoń na ramieniu towarzysza,patrząc mu w oczy. Basistę przeszedł elektryzujący dreszcz. Zagryzł dolną wargę spuszczając wzrok ze źrenic przyjaciela
-Nie,nie... Wszystko w porządku.
-Jesteś pewien?
-Nie... -wydusił z siebie a jedna, samotna łza spłynęła po Jego policzku. Issac po chwili starł ją lewym przegubem, złożył motyli pocałunek na czole chłopaka i rzekł ruszając w dalszą drogę:
-Śpisz dziś u mnie. Nie ma dyskusji, nie zostawię Cię takiego niezdecydowanego do niczego w domu samego.
-Ale Is...
-Skończyłem -przerwał mu. I choć nie spojrzał na chłopaka wiedział,ze ten się uśmiecha.

-Hej, Isaac? -szepnął Tommy wlepiając wzrok w przyjaciela
-Cześć mały. -rzekł siadając na brzegu łózka,pogładził dłonią policzek Ratliffa, na co ten zarumienił się lekko i spuścił wzrok. „Może nie wszystko stracone”-pomyślał uśmiechając się ciepło.
* * *

-Wszystko stracone -warknął Lambert patrząc w lustro wiszące w dużej łazience – wszystko przez Ciebie Ty zacofany dupku -mówił dopijając whisky, trzymając w dłoni wygniecioną fotografię z basistą. -Tommy... -wyszeptał wpatrując się w zdjęcie chłopaka
Duże, czekoladowe oczy. jasna grzywka opadająca na czoło kontrastowo współgrająca z makijażem. Szczupłe palce przesuwające się po gryfie gitary. Dobry przyjaciel. Wieczny samotnik. Perfekcyjny kochanek...

~Kochanie wiesz to,może to czas na cuda,bo ja nie przekreślam miłości.~ w głowie Adama rozbrzmiały słowa piosenki którą wykonywał wiele razy. Zamknął oczy. Jedno ze wspomnień wdarło się do Jego umysłu.
Pełne,malinowe usta, dziś na scenie pomalowane na wściekle czerwony odcień. Nie widział Ratliffa od ostatniej kłótni.. od dwóch miesięcy. Było to najdłuższe milczenie w czasie trwania ich przyjaźni,lecz żaden się nie ugiął. Tommy radził sobie z samotnością bezproblemowo.. Czego nie można było powiedzieć o Adamie.

Po upływie dwudziestu minut Lambert był już na miejscu -Pod halą na scenie której Ravi Dhar miał swój występ, ku Jego zdziwieniu kapela nadal grała, uśmiechał się szeroko w stronę znajomego ochroniarza
-Lambert! Przyszedłeś !-zaśmiał się klepiąc przyjacielsko Jego ramię -Tommy od samego rana nie mówił o niczym innym tylko o Tobie, to robiło się irytujące -rzekł wpuszczając mężczyznę do środka -Skończą ten bis i powinni schodzić, czuj się jak u siebie.
Wokalista zrobił jak mu polecono. Usiadł na skórzanej kanapie częstując się rozmaitymi przekąskami, po chwili zobaczył Raviego wchodzącego za kulisty.
-To był show! Tommy, Adam ma szczęście mając Cię w kapeli na stałe!
-Przecież o tym wiem-rzekł wstając z miejsca. Dhar umilkł. Wszystkie spojrzenia skierowane były na Lamberta. -No co ?
-Adam ! -zawołał basista wieszając się brunetowi na szyję, ten uśmiechnął się szeroko obejmując szczupłe ciało.
-Hej Kitty, świetny występ.
-Adam,naprawdę tu jesteś -szepnął mu na ucho, po chwili mężczyzna poczuł na swojej szyi mokre krople
-Glitterbaby, Ty płaczesz ?!-zawołał Adam odsuwając od Siebie chłopaka, spojrzał mu w oczy
-No bo tęskniłem -rzekł a srebrne krople ciekły po Jego twarzy rozmazując makijaż
-Coś czuję,że Lambert tej nocy nie będzie spał sam -ząsmiał się Dhar unosząc butelkę wódki i z szerokim uśmiechem na ustach rzekł -Za Adommy! Bo jak promować to całe gejostwo, to tylko w taki sposób!
-Jeśli pozwolisz... - Adam wlepił pytające spojrzenie w oczy jasnowłosego -za Adommy -szepnął Ratliff łącząc stęsknione za sobą wargi w delikatnym,czułym, pełnym miłości pocałunku.
-Wszystko stracone -rzekł wlewając do ust kolejną dawkę gorzkiego trunku– Wszystko przeze mnie... -szepnął chowając twarz w dłoniach.

sobota, 27 lipca 2013

16. Rysa na szkle.

Słowem wstępu : Niech no ktoś mi pomoże gdzie i jak wkleja się jednoparty (nie,jestem za głupia,aby to sama rozgryźć XD") a wstawię świeży, kilka godzin temu zaczęłam pisać.
OK dość gadania.


Rysa na szkle.

I feel lost in myself - there's an alien in me.
Who are you ? Who am I ? Blood is all I see...”

Zapraszam:

Wybiła godzina trzecia. Noc otulała miasto. Niektórzy ludzie siedząc w domu,przy ciepłym kakao czytali książki, inni zaś imprezowali w najgłośniejszych klubach,jeszcze inni oglądali okryci kocami filmy nie mogąc zasnąć,bądź kochali się w swoich ciepłych łózkach z ukochanymi im osobami. Lecz Lambert siedział kolejną godzinę przed salą Ratliffa,który spał. Światło jaskrawych lamp drażniło Jego oczy. Pittman spał w pozycji siedzącej w sali basisty,na krześle. Brunet mógł wejść w każdej chwili, coś jednak Go blokowało. Podświadomie bał się wszystkich możliwych reakcji Tommy'ego. Nie mogąc dłużej wytrzymać wstał i nalał chłodnej wody z automatu do plastikowego kubeczka. Wszedł do pomieszczenia. Jego oczy momentalnie przykuła kroplówka podłączona do szczupłego ciała. Nogi pokryte gipsem do kolan,bandaże oplatające lewe przedramię. Po krótkiej chwili powieki chłopaka powiodły ku górze. Wbił wzrok w Lamberta.
-Monte -odezwał się budząc gitarzystę – Każ mu wyjść. -Szepnął ledwo słyszalnie odwracając twarz w stronę okna.
-Tommy, ja chcę tylko po...
-Wyjdź, Adam. -przerwał mu Pittman – To nie jest dobry moment.
-Ale Mon...-Mężczyzna wstał i położył dłoń na ramieniu Lamberta kiwając sprzecznie głową. Adam dał mu plik kopii ówcześnie otrzymanych przez lekarza kartek do ręki -Przeczytaj to,a potem przeczytaj Tommy'emu. - rzekł i wyszedł.
Jego dłoń skierowała się ku komórce. Napisał SMS do kolegi z zespołu, czy może do niego wpaść.
Odpowiedź była następująca „Będę w domu za około półtorej godziny,wracam od rodziców – Przyjemny weekend to to nie był. Klucze gdzie zwykle, zrób drinki.”
-Cały Isaac -westchnął pod nosem idąc w stronę mieszkania chłopaka.
Po upływie kilku minut wokalista szperał w barku Carpenter'a w celu wykonania Mojito.
Po wypełnieniu dwóch szklanek alkoholem i lodem wziął się za przygotowywanie kolacji.
Wiedział ,że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Zdawał sobie bowiem sprawę,ze przyjaciel kocha się w Tommy'm. Spędzali razem każdą wolną chwilę na przerwach w graniu, Isaac kupował mu najlepsze prezenty na gwiazdkę czy Wielkanoc. Chodzili razem na imprezy i często się przytulali. Carpenter był dla Ratliffa niczym brak, lecz 'braterska miłość' to za mało by opisać uczucia ex gitarzysty. Kilka zdjęć wraz z basistą stało na stoliku w salonie do którego właśnie wszedł Adam,zwykle ich tam nie było.
Chowałeś je za każdym razem gdy przychodziliśmy do Ciebie na imprezy, kolacje czy drinki... Wiedziałeś od początku,ze podkochuję się w Nim nie mówiąc mi o tym,ale pomimo to ja widziałem i widzę,ze czułeś od zawsze do Niego to samo. Ty byś Go nie skrzywdził. Z Tobą byłby najszczęśliwszy” - powtarzał w sobie myślach Lambert obserwując roześmiane twarze na jednym ze zdjęć. Issac obejmował Ratliffa w pasie, całując Jego skroń,Tommy stał zawstydzony z watą cukrową w dłoni i uśmiechał się w stronę przyjaciela.
-Wróciłem ! -zawołał chłopak wchodząc do pokoju – Kurcze zrobiłeś jedzenie! No stary,wpadaj tak częściej. Dlaczego nie przyszedłeś z Tommy'm? To znaczy... Pokłóciliście się czy co? Wiem,że przecież jesteście nierozłączni. -Lambert wbił wzrok w ziemię.
-O nie....-wyszeptał tylko gitarzysta i wskazał dłonią sofę. Usiedli.
Przez następną godzinę Adam siedział patrząc w nieistniejący punkt na ścianie opowiadał chłopakowi co się dokładnie stało. Issac schwał twarz w dłoniach.
-Monte dzwonił do mnie kilka godzin temu, pytał czy nie wiem ,gdzie Raffi... -szeptał roztrzęsiony – Coś Ty zrobił, kurwa czy Ty nie doceniasz tego co masz?! Nie rozumiesz,ze posiadasz najwspanialszego mężczyznę na własność?!
-Isaac, uspokój się...
-Jak mam się uspokoić,skoro nie umiesz o niego dbać, nie potrafisz się nim zająć!
-Dlatego też... -rzekł Adam wręczając mu plik oryginałów ze szpitala – Chce abyś to Ty wpisał tu swoje dane.
Carpenter zamarł.

* * *

-Jak to nie wpisał nazwiska? -rzekł cicho basista.
-Nie wypełnił tylko, kto będzie się Tobą opiekował przez najbliższy czas. Napisał tylko,ze nie ponosi odpowiedzialności za tego,kto będzie się opiekował Tobą,lecz będzie pomagał w zajmowaniu się...
-W sumie to tylko lepiej,że to nie on... Nie odezwę się do niego, nie ma mowy,żebym dął się dotknąć...Ja...Oh, nie mogę na niego patrzeć... Mon,ciągle widzę go z Bradem w łóżku, tak ufnie... w siebie wtulonych -mówił Tommy zasypiając. Środki przeciwbólowe i nasenne robiły z nim swoje. Monte przetarł zmęczone powieki czytając po raz kolejny druk na białym papierze.

* * *

-Przepraszam Cię,ze tak się uniosłem... Po prostu bardzo lubię Raffiego i...
-Is... To chyba czas,żebyś powiedział mi prawdę. Wiem, jak na niego patrzysz.
-Nie wiem o co Ci...
-Serio? -przerwał unosząc brwi.
-Ok. Rozgryzłeś mnie. No ale... Adam to nie moja wina,j a po prostu...
-Shh...Nie musisz mi się tłumaczyć. Rozumiem. Ciesze się,ze ma Cie blisko.
-Co zamierzasz teraz?
-Mam nadzieję,ze się ucieszysz...
-To znaczy?
-Usunę się na jakiś czas.
-Ale...
-Tak będzie lepiej. -kontynuował - Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć i gdzie pisać. Za około tydzień powinni Go wypisać. Zadzwoń do Pittmana, niech po Ciebie wyjdzie. Ci ochroniarze są nowi, nie znają Cię. -rzekł stojąc kilka metrów od szpitala. Odwrócił się plecami do Carpentera.
-Adam...
-Tak? - Rzekł patrząc w zaszklone oczy przyjaciela
-Trzymaj się. - Mężczyzna nie siląc się na uśmiech pokiwał tylko znacząco głową i udał się w kierunku mieszkania. Wyjątkowo pustego, gdzie nie czekał na niego nikt. Nikt nie tęsknił, nie chciał Go przytulić.
Poczuł zapach bzu i pojedyncze krople deszczu kapiące na Jego twarz.
Kopnął leżący przed sobą kamień zaciskając pięści. Rozumiał co tracił. Poczuł to wszystkimi zmysłami.

środa, 24 lipca 2013

15.Modlitwa

Kochane !
Jeżeli notki w najbliższym czasie będą dodawane w chaotycznych terminach to przepraszam, mam za sobą jeszcze ciepłe zakończenie związku. Tak więc... proszę o wyrozumiałość.
A teraz zapraszam :

* * *
Modlitwa.

It's like I've been awakened,every rule I had, you break it. It's the risk that I'm taking,I ain't never gonna shut you out ...” -Śpiewała Lambertowi do uszu Beyonce,w czasie gdy siedział przed salą Ratliffa. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Wpatrywał się w małe okienko,za którym rozgrywała się kolejna tego wieczora akcja reanimacyjna. Wokalista usiadł zamykając kolejny raz,łzy cisnęły się do Jego oczu „Baby, I can see your halo,you know you're my saving grace”. Czarnowłosy wyłączył odtwarzać MP3 wbijając wzrok w ścianę. Nie mógł w tej chwili niczego zrobić z powodu zakazu wchodzenia na salę danego przez jednego z lekarzy. Ochroniarze pilnowali drzwi do sali. Po chwili na telefon Adama zadzwonił Monte.
-Wiem,ze jesteś ostatnią osobą którą powinienem pytać ,a w sumie nią jesteś bo nikt więcej nie wie...Ale nie wiesz gdzie Tommy? -Gula w gardle zatrzymała potok słów w głowie muzyka. Ten tylko wykrztusił z siebie:
-Szpital... Szpital naprzeciwko domu Isaaca... Tommy...On...
-Rozumiem -ton głosu mężczyzny złagodniał -Niedługo będę, które piętro?
-Pierwsze, na samym końcu. Zobaczysz chłopaków przy wejściu, któryś Cię doprowadzi.
-Jasne. Trzymaj się Lambert. -rzucił rozłączając się. Jedna, samotna łza spłynęła po bladym policzku wokalisty. Schował twarz w dłonie szepcząc imię basisty.

* * *

-O kurwa, moja głowa... Gdzie ja jestem ? -zapytał Ratliff przeczesując dłonią włosy. Rozejrzał się dookoła. Siedział na czarnej, skórzanej kanapie,obok której stał mały stolik, na nim plik kartek i długopis. Wziął kartki w dłoń i przeczytał makulaturę. Była to umowa na stałe do grania w zespole Marylina Mansona. Chłopak uśmiechnął się szeroko z zamiarem wpisania swojego nazwiska ,lecz po postawieniu pierwszej litery przypomniał mu się Adam... Tommy spuścił wzrok w podłogę, która była pokryta błękitnymi kafelkami. Zamknął oczy przypominając sobie błękit przymrużonych oczu, ciepło ust i dłoni... -Nie, nie mogę mu tego zrobić... Pomimo wszystko. -szepnął sam do siebie odkładając kartki na stolik. Po odłożeniu długopisu kafle z jasnej podłogi osunęły się spod jego nóg, zaczął spadać dół głośno krzycząc. Po chwili wielka dłoń z czeluści złapała Go w swoje szpony a czarne kruki cisnęły w Niego kilkoma kartami, w dłoni miał długopis. Przed oczami miał poranny widok Lamberta wraz z Krisem. Basista złożył na kartce papieru podpis hamując łzy.
Na sali było słychać głos lekarza. Tommy wyraźnie usłyszał wypowiadane przez mężczyznę słowa. Ordynator bowiem krzyknął : „Tracimy Go!”

* * *

-Masz – rzekł oschle Pittman podając kawę wokaliście.
-Dziękuję -wyszeptał zamaczając usta w ciepłym płynie – Mon, dlaczego jesteś dla mnie taki wredny? Jesteśmy kumplami...
-Tak, kumplami. A Tommy to mój przyjaciel. Więcej niż sobie wyobrażasz, kocham Go jak brata,a Ty zachowałeś się jak dupek. Mam prawo być wściekły.
-Mon, ja nie pamiętam dlaczego, nie wiem jak to się stało... Gdybym mógł cofnąć czas (...)
-Ale nie możesz -przerwał mu gitarzysta – Nie mnie się tłumacz. A teraz mi wyjaśnij jak i dlaczego Tom się tu znalazł.-rzekł upijając spory łyk czarnego napoju
-Gdy zadzwonili do mnie byłem w centrum, jakiś facet podał mi adres i kazał jak najszybciej pojawić się przy starym dworcu...Jak zapytałem o co chodzi i skąd ma do mnie kontakt, powiedział tylko,ze chłopak z fioletowymi włosami wpadł pod samochód, karetka jest w drodze a on kazał po mnie zadzwonić. Stąd miał mój numer, z Jego komórki. Zacząłem biec, gdy znalazłem się na miejscu wnosili Go na noszach do karetki,wsiadłem z pielęgniarzami... Musieli mu założyć maskę tlenową. - Brunet nawet nie zauważył kiedy łzy zaczęły spływać po Jego policzkach, makijaż całkowicie zmył się od potoku słonych kropel.
-Co dalej ?
-Przebudził się ma chwilę.. Spojrzał mi w oczy, po czym znów je zamknął, od tamtej poty już ich nie otworzył. Nie pozwalają nikomu wchodzić na salę, poza personelem, reanimowali Go już ze trzy razy, ma bardzo niestabilny stan. -mówił starając się kontrolować drżenie swojego głosu
- Jak z tego wyjdzie, to możesz zapomnieć,ze się do Ciebie odezwie,znasz Go. Cholernie długo trzyma urazę.

* * *

Godziny się dłużyły, mężczyźni siedzieli w milczeniu, Monte obserwował z zaciekawieniem pracę pielęgniarek, co chwila wożono Tommyego do coraz to innych sal. Adam co chwie udawał się do łazienki, wymiotował. Czuł,że to jego wina,ze Jego ukochany znajdował się w takiej sytuacji. Gdy po czwartej już wizycie w toalecie usiadł na krzesło pod salą,po chwili jeden z lekarzy wyszedł na korytarz, zdjął maskę po czym rzekł :
-Który z panów, to Pan Lambert?
-To ja -rzekł brunet głośno chrząkając -Słucham ?
-Proszę ze mną do gabinetu. -wokalista spojrzał na Pittmana,który tylko potakująco skinął głową. Adam ruszył za mężczyzną.
-Proszę usiąść. -rzekł starszy z dwojga. - To co chcę powiedzieć nie będzie dla pana łatwe,lecz musi pan to przyjąć do wiadomości. Pan Ratliff po uderzeniu w samochód, który najprawdopodobniej jechał z dużą prędkością złamał obie nogi jak i doznał złamania miednicy zachowawczego,od razu panu wyjaśnię,
w przypadku złamań miednicy prostych, bez powikłań,zaleca się leżenie w łóżku przez okres ok. 4 tygodni w ułożeniu zmniejszającym napięcie mięśni, jak i podawanie leków przeciwbólowych. Muszę pana poinformować,że podejrzewamy także stłuczenie nerek, lecz to będziemy musieli sprawdzić po kilku wykonanych badaniach...
-Co mam zrobić w tej sytuacji? -Ordynator wyjął kilka kartek z szuflady.
-Proszę to wypełnić danymi pana Ratliffa. Jeśli decyduje się pan na opiekę nad nim przez okres najbliższych pięciu tygodni, będzie pan musiał podpisać ten formularz i kilka innych dokumentów. Jeśli nie czuje się pan na siłach,proszę wyznaczyć inną osobę na to stanowisko. Pański przyjaciel nie będzie mógł samodzielnie się poruszać przez najbliższy czas, więc potrzebuje pomocy. Jest pan w stanie mu ją udzielić? -Adam skinął potakująco głową wypełniając po kolei rubryki w formularzu.

UWAGA UWAGA UWAGA !

Przepraszam za opóźnienie z notką  :*
Notkę dodam za kilka godzin, bądź jutro z samego rana.

Chciałam poprosić o zaglądanie na profil mojej cioci na allegro która sprzedaje lalki Reborn :)

Potrzebuje ona pieniędzy na specjalistyczny (elektryczny) wózek inwalidzki ,proszę Was o pomoc moje kochane Glamberts.

KLIK

Wiem,ze nie każdego stać,ale jeśli znacie kolekcjonerów lub ludzi zainteresowanych, proszę wysyłajcie im ten link.
W razie ostateczności cena do uzgodnienia :)

Więcej szczegółów TUTAJ


Dziękuję za pomoc <3

środa, 17 lipca 2013

13. Maska

Wstawiam dzisiaj,bo wyjeżdżam jutro z samego rana i nie wiem czy wrócę na czas,by opublikować w niedzielę.
Zapraszam :
*****



-Te zasłony to zwykłe gówno -Jęknął Lambert przecierając oczy na którą padały promienie słońca. Leżał na brzuchu wpatrując się przez pewien czas w podłogę. Po chwili jednak zamknął ponownie oczy unosząc rękę z zamiarem ułożenia jej na drugiej poduszce,lecz natknął się na szorstką skórę policzka. „Super Adam, znowu przeleciałeś biednego Tommy;ego. Prawdziwy z Ciebie... Jednak w pewnym momencie urwał monolog toczony we własnym umysłem,a uśmiech spełzł z Jego twarzy. Wystraszył się. Nie wierzył w to co się działo. Dłoń powędrowała na twarz tej osoby. Lekko rozchylone,miękkie usta...Po chwili poczuł oddech na pacach. Oczy...Nie zbyt długie rzęsy. W pewnym momencie nie wytrzymał i uniósł wzrok na mężczyznę obok siebie. „Brad...To Brad.” rozbrzmiał głos w głowie wokalisty „co do diabła on tu robi?!”- brunet starał się przypomnieć sobie jakieś szczegóły z wczorajszego wieczoru. Gdy po upływie kilkunastu minut flashback z kilkugodzinnej przygody wparł w Jego umysł,łzy dostały się do Jego oczu.
-Gdzie Tommy...-szepnął tylko sam do siebie wybiegając z salonu. Włożył buty i ,po drodze do drzwi wyjściowych złapał w locie kurtkę trzaskając drzwiami.

* * *

Tommy siedział w kuchni przyjaciela i zajadał się zupką chińską. Ku Jego zdziwieniu dopisywał mu apetyt.
-Raff, może jeszcze wszystko przemyślisz?
-Tłumaczę Ci,ze przemyślałem. Ravi zamówił mi lot,wracam do kapeli, za tydzień wyjeżdżają na kilka koncertów, powiedział,ze z nieba mu spadłem.
-Bez Ciebie ten zespół nie będzie taki sam.
-Ze mną też za dobry nie był -rzekł uśmiechając się szeroko.
-A co z Adamem?
-Dla mnie nie istnieje.

* * *

-Jeśli to potrzebne mogę dać Jego zdjęcie, cokolwiek.
-Proszę pana,zaginięcie można zgłaszać trzy doby po fakcie, jest to przecież dorosły człowiek.
-Powtarzam,panie władzo, on nie wie co robi, jest pod wpływem emocji,na pewno zrobi jakieś głupstwo.
-Trzy doby. Nic więcej nie mogę panu powiedzieć. -Lambert odwrócił się na pięcie trzaskając drzwiami komisariatu i udał się w stronę domu Pittman'a. Być może przyjaciel mu pomoże. Stając u progu Jego drzwi usłyszał znajomy głos. Dreszcze przeszły po Jego plecach. Zapukał do drzwi czekając aż się otworzą. Usłyszał tylko „Jeżeli to on, to mnie tu nie ma.”
-Czego tu szukasz,Adam? -rzekł zgorzkniale niższy mężczyzna -Chyba nie masz tu czego szukać.
-Mogę wejść?
-Wiesz...-Monte zastawił swoją osobą drzwi w całości – Nie bardzo.
-Wiem,że jest u Ciebie.
-Adam. Nie możesz wejść.
-Ale Monte...
-Do zobaczenia jutro na próbie -uciął gitarzysta trzaskając drzwiami. Kanadyjczyk wpatrywał się chwilę w wizjer,po czym chowając twarz w dłoniach udał się do swojego mieszkania.

* * *

Sweet dreams are made of this.Who am I to disagree? Travel the world and the seven seas...Everybody's looking for something.” -Te słowa grały w słuchawkach Ratliffa udającego się na lotnisko. Szedł przed siebie mocno zaciągając się dymem papierosowym,który drażnił Jego oczy i gardło. „Some of them want to use you,some of them want to get used by you...Some of them want to abuse you,some of them want to be abused. ” Jego telefon zadzwonił po raz kolejny tego dnia. Postanowił odebrać,lecz nie dał rozmówcy dojść do słowa
-Dla mnie nie żyjesz,rozumiesz?
-Tommy,ja...
-Nie istniejesz! Niech to dotrze do Ciebie. Idź i udław się penisem Bell'a,a o mnie masz zapomnieć tak jak ja o Tobie.
-Tommy, ja chciałem....
-Nienawidzę Cię,rozumiesz? Nienawidzę.
-Tommy, kocham Cię! Proszę, porozmawiaj ze mną!
-Żegnam -warknął rozłączając się. Włączył w telefonie tryb samolotowy i włączył kolejną piosenkę Mansona. Wyciągnął z paczki kolejnego Chesterfielda i odpalił go zaciskając oczy podrażnione bladym dymem.
-Co ten dupek sobie wyobraża...-wyszeptał pod nosem przechodząc na drugą stronę ulicy. Nie zadał sobie nawet trudu,by rozejrzeć się czy z drugiej strony nic nie nadjeżdża. Minął zaledwie ułamek sekundy, a w Jego ciało uderzył rozpędzony samochód osobowy. Ratliff poczuł przeszywający Go ból w okolicy brzucha,zaczął głośno skomleć. Kierowca wybiegł z samochodu klękając przy basiście.
-Nic panu nie jest?
-Adam... Zadzwoń po Adama -jęczał Ratliff trzymając się za brzuch,po chwili zaczął kasłać i pluć krwią. Z każdą sekundą ciemniało mu w oczach,powtarzał ciągle imię wokalisty. Kierowca zadzwonił po karetkę. Tommy stracił przytomność. Przebudził się na kilka sekund w karetce. Widział krążących się koło niego pielęgniarzy,aplikujących mu kroplówkę. Przewrócił głowę czując maskę tlenową na swoich ustach i nosie. Ostatnim obrazem przed kolejnym omdleniem, był dla basisty widok błękitnych tęczówek z miłością i zarazem przerażeniem wpatrujących się w Jego twarz.

niedziela, 14 lipca 2013

12. Zaufanie.

Dziękuję,że tu jesteście. Jesteście najlepszą motywacją 
I mam nadzieje,że Till-która mnie swoją drogą szantażuje emocjonalnie( nie wolno tak kochanie!! XD) - mnie nie spali na stosie : ).

Zapraszam :



***
Zaufanie.

Rankiem w domu Lamberta panował istny chaos. Ratliff biegał z kuchni do sypialni i z powrotem robiąc śniadanie Adamowi. Gdy w końcu usiadł spokojnie rzekł tylko: Idę na noc horrorów do Monte'go. Prosił,żebym posiedział z nim, bo chce pogadać o czymś w cztery oczy..
Czarnowłosy pokiwał potakująco głową i upił łyk soku -No dobrze. Po upływie godziny mężczyźni stali w drzwiach
-Wrócę jutro po południu, nie martw się -powiedział Tommy całując w policzek ukochanego -Monte mnie zamorduje jeśli spędzi jeszcze jeden wieczór w naszym towarzystwie gdy ciągle się przytulamy...Dla niego to zbyt słodkie -rzekł basista nakładając płaszcz.
-Może daj mi się podwieźć? -zapytał Adam -Spałbym bezpieczniej wiedząc,że dotarłeś na miejsce cały i zdrowy.
-Napiszę Ci jak będę u niego pod domem. A spacer dobrze mi zrobi,jestem zasiedziały -westchnął przeczesując dłonią włosy. -To ja wychodzę -rzekł składając pocałunek na ustach wokalisty -Cześć skarbie -rzucił po czym wyszedł. Adam uśmiechnął się do siebie i usiadł na kanapę i przeciągnął się ospale. Nagle Jego telefon zawibrował. Treść wiadomości brzmiała :”Hej panie ładny,wpadłem pół godziny tremu do miasta,może jakieś piwko wieczorem? W barze,u mnie ,albo u Ciebie? Odezwij się ;)” Nadawcą był Brad Bell.
-W sumie dlaczego nie... -szepnął sam do siebie odpisując na wiadomość sprzed chwili.

* * *

-A potem z wielkim impetem wpadła na mnie i mówi „Oh, tu jest tak gorąco, czy od Ciebie tak bucha?”. Mówię Ci ,Adam, gdybyś wiedział jaki zmieszany wtedy byłem! -opowiadał mężczyzna z uśmiechem na ustach i kolejną już tego wieczoru butelką piwa w dłoni
-Mogę... Mogę zadać Ci pytanie?-rzekł po chwili milczenia Lambert.
-Nie,nie pamiętam czy się z nią przespałem,ale słowo daje,ze wyglądała jak chłopak w wieku 20 lat
-Brad...-westchnął patrząc na niego spode łba
-No pewnie, żartuję. Co jest?
-Pamiętasz nasz związek? -spytał przykładając szkło do drżących ust
-Oczywiście,ze pamiętam.. Ta szczenięca miłość.. Byłeś jeszcze słodkim,pucatym chłopcem... Teraz jesteś mężczyzną.. I to jakim -rzekł kładąc mu dłoń na wewnętrznej stronie uda
-Nie, Brad, jestem z Tommy'm...
-Gdzie teraz jest Twój Tommy? U kumpla. Co z niego za partner. Woli spędzać czas...ze znajomym...niż z Tobą -mówiąc kolejne słowa zmniejszał dystans pomiędzy nimi- Tylko ten jeden raz.. Skok w przeszłość..Nie brakuje Ci mnie?-szepnął wprost w Jego ucho,lekko gryząc Jego płatek.

* * *

-Daj spokój Tommy, nie daj się prosić...-mówił gitarzysta uśmiechając cię ciepło
-Nie dam już rady, Mon, nie każ mi...
-Bądź mężczyzną! No dalej... Włóż do ust.
-Nie..Nie dam rady. To za wiele, już więcej we mnie nie wejdzie,proszę Monte, już dość.
-Jeszcze tylko troszkę.. Nie każ mi samemu tego kończyć. - Tommy westchnął patrząc w oczy przyjaciela, po chwili rzekł zrozpaczonym tonem
-To tylko trzy kawałki pizzy, co to dla Ciebie,ja i tak pochłonąłem już cztery! A Ty tylko trzy
-Weź jeszcze jeden, no Raff, nie rób mi tego!
-Ostatni -rzekł łapiąc za posiłek.
-Adam połknął gadkę o „musimy pogadać w cztery oczy”
-Pewnie. Jakbym powiedział,że tęsknisz za moją wersją hetero pozabijałby nas.
-Za Tommy'ego pedała,niechaj Twój tyłek będzie błogosławiony !
-Zgiń -rzekł uśmiechając się i ugryzł kawałek chrupkiego ciasta. -Zaraz zwijam się do domu...
-Co, stęskniłeś się za Adasiem,pedziu?
-Nie, nie wytrzymam z Tobą dłużej,kretynie.
-Też Cię kocham -odparł uśmiechając się szeroko.

* * *

Światło zgasło. Dłonie Lamberta jeździły po szczupłym ciele przyprawiając kochanka o dreszcze. Usta błądziły po alabastrowej skórze szyi,partner wbijał mu paznokcie w plecy na co powieki wokalisty mrużyły się co chwilę z rozkoszy.
-Zrób to...Wejdź we mnie -westchnął ciężko chłopak łapczywie całując drżące wargi czarnowłosego.
Dłonie Lamberta zatrzymały się na biodrach chłopaka, po czym pchnął Go z całych sił.
-Tęskniłem za tym...
-Pamiętaj tylko...Tommy ma się nie dowiedzieć.
-Ależ to oczywiste,kotku. Dziś istniejemy tylko Ty, ja i ta wspaniała kanapa, na której oddawałem Ci się nie raz -rzekł prężąc się pod ciałem wokalisty.

* * *
Ratliff uchylił cicho drzwi do mieszkania Lamberta, chciał zrobić mu niespodziankę,lecz to co zastał wchodząc do salonu zaskoczyło Go bardziej niż cokolwiek innego. Zapalił światło, nie dowierzał własnym oczom. Lambert spał wtulony w Bella, oboje nadzy, nakryci prześcieradłem jedynie do bioder. Basista pokiwał z niedowierzaniem głową, udał się na górę, spakował swoje rzeczy w torbę,zdjął spod magnesu wspólne zdjęcie zespołu, wydrapał cyrklem swoją twarz i powiesił z powrotem na lodówkę. Zadzwonił na lotnisko, następnie do Pittmana -Będę za dwadzieścia minut.
-Co się stało.
-Opowiem na miejscu.
-Raff, płakałeś?
-Co Ty pieprzysz, ja nie płaczę -rzekł ocierając kolejną łzę z policzka.

* * *
Godzinę później
* * *

-A sądziłem,że jesteśmy jednością... -mówił przechylając butelkę wódki,zamknął oczy,przyjaciel położył mu dłoń na ramię.
-Co teraz? -Tommy westchnął.
-Nad ranem mam samolot...Wracam do bycia heteryckim basistą
-Więc to nasze ostatnie spotkanie?
-Nie obiecuję,że nie...
-Przemyślałeś wszystko?
-Monte... Znasz mnie. To koniec.